Trakt Kołymski liczy ponad dwa tysiące
kilometrów. Trasa zaczyna się w Magadanie i kończy w Jakucku. To tereny
zupełnie niesprzyjające człowiekowi, okryte haniebną historią. To wzdłuż traktu
ciągnęły się lagry, w których więźniowie zmuszani byli do katorżniczej pracy
przy wydobyciu złota. Kołyma pochłonęła tysiące istnień. Ostatnia książka Jacka
Hugo-Badera pt. „ Dzienniki
kołymskie" to zapis podróży jaką odbył autor wzdłuż Traktu Kołymskiego. „Jadę na
Kołymę, żeby zobaczyć, jak się żyje w takim miejscu, na takim cmentarzu.
Najdłuższym. Można się tu kochać, śmiać, krzyczeć z radości? A jak tu się
płacze, płodzi i wychowuje dzieci, zarabia, pije wódkę, umiera? O tym chcę
pisać. I o tym, co tu jedzą, jak płuczą złoto, pieką chleb, modlą się, leczą, marzą,
walczą, tłuką po mordach".
Jedynym środkiem transportu, który w
takich warunkach jest dostępny to autostop. A wiadomo- dla reportera wsiąść do
samochodu byle jakiego to przecież gotowy materiał na reportaż. Ta książka jest w zasadzie o takich ludziach
- paputczikach, czyli towarzyszach podróży, których spotykasz tylko raz w
życiu, dlatego ich opowieści są szczere, choć często koloryzowane. Taki
paputczik opowie Ci kawał swojego życia, wygada się , opowie o takich rzeczach,
o których nigdy nikomu znajomemu by nie opowiedział. Natomiast tutaj jest ten
komfort psychiczny, że osoby słuchającej już nigdy nie spotkasz- a to skłania
do zwierzeń.
Do przeczytania dalszych wrażeń z lektury zapraszam do Kącika z książkami