wtorek, 31 stycznia 2012

"Autoportret reportera" Ryszard Kapuściński



Dziwnym trafem nie przeczytałam dotąd żadnej książki Kapuścińskiego, jedynie drukowane w GW "Lapidaria". Od dawna planowałam zapoznanie się z prozą tego wybitnego reportera, a pierwszą książką, która wpadła mi w ręce jest Autoportret reportera właśnie. Podejrzewam, że nie jest to najlepsza lektura na początek, ale dała mi dobry pogląd na postać Kapuścińskiego jako reportera i zachęciła do przyspieszenia moich planów zapoznania się z jego twórczością. Ponadto wiele z jego wypowiedzi zawartych w Autoportrecie wydaje się być wątpliwymi po ukazaniu się biografii Domosławskiego (której także nie czytałam) - warto je skonfrontować. Niemniej zaskoczyło mnie jak bliskie okazały się być moje poglądy wypowiedziom Kapuścińskiego. Potrafi on celnie ująć w słowa to, co kołacze się od dawna w mojej głowie i nie potrafi się zwerbalizować.

Dalszy ciąg tutaj.

niedziela, 29 stycznia 2012

Podsumowanie wyzwaniowego roku

 Moja lista wyglądała tak:

  • Ryszard Kapuściński "Cesarz" 
  • Ryszard Kapuściński "Imperium"
  • Klaus Brinkbaumer "Afrykańska odyseja"
  • Peter Froberg Idling "Uśmiech Pol Pota"
  • Beata Pawlikowska  "Blondynka w dżungli
  • Wojciech Jagielski "Modlitwa o deszcz"
  • Wojciech Jagielski "Nocni wędrowcy
  • Wojciech Tochman  "Bóg zapłać"
  • Wojciech Cejrowski  "Gringo wśród Dzikich Plemion"
  • Andrzej Stasiuk "Jadąc do Babadag"
  •  Marcin Kydryński "Pod słońce"             
Przeczytałam tylko 4 pozycje  z zaplanowanych, tak więc trochę średnio.
Za to w  między czasie wpadły mi w łapki inne książki. 
 
"Podróżnik WC" Wojciech Cejrowski 
 "Mordercy w mauzoleach" Jeffrey Tayler 
 "Planeta Kaukaz" Wojciech Górecki 

A plany na ten rok? Na razie niesprecyzowane, choć mam kilka pozycji już na oku. Chciałabym przeczytać parę książek Szczygła.

Pozdrawiam :)

środa, 25 stycznia 2012

Boris Reitschuster, Ruski ekstrem. Jak nauczyłem się kochać Moskwę

Boris Reitschuster jest niemieckim ekspertem zagadnień rosyjskich. Na pierwszej stronie książki wyznaje, że do naszych wschodnich sąsiadów wyruszył za swoją młodzieńczą miłością o imieniu Dana. Miłość przeminęła, Rosja została. Swojej przybranej ojczyźnie poświęcił niejedną książkę – Ruski ekstrem to kolejna pozycja jego autorstwa.

Reitschuster oddaje w nasze ręce zbiór felietonów, w których stara się jak najlepiej zobrazować atmoferę rosyjskiej stolicy, panujące tam zwyczaje, ludzkie charaktery. Niemal każdy przejaw tamtejszego życia wita ze zdumieniem, czasem irytacją; niektóre sprawy wprawiają go w osłupienie, innym razem brak mu słów. Cała książka składa się wielu zabawnych (póki niedoświadczanych na własnej skórze) historyjek. Mój ulubiony fragment – ściany w kuchni są tak krzywe, że uniemożliwiają zamontowanie szafek:

Gdy szwedzka prostota w formie zabudowanej kuchni z IKEA zderza się z rosyjską krzywizną, to pomóc tu mogą tylko pot, cierpliwość i dobra wyrzynarka. Nagle sierp i młot objawiają mi się w nowym świetle.

Swoją drogą nie dalej jak rok temu mieliśmy z Mężem podobny problem podczas zmiany wystroju przedpokoju – stanęliśmy przed niełatwym wyborem, czy brzeg tapety ma biec równolegle do podłogi czy lepiej do sufitu. Książki na ten temat nie napisaliśmy :)
Nie da się zapomnieć, że autor pochodzi z Niemiec: nie raz i nie dwa szokuje go coś, co nam, Polakom, wydaje się zupełnie do pomyślenia, a czego nasi rodzice mogli zakosztować na własnej skórze (jak choćby długaśne kolejki i puste sklepowe półki). Z jednej strony się zastanawiam – czy to, że niektóre sytuacje znamy z autopsji, czyni je mniej absurdalnymi? Z drugiej jednak ciężko oprzeć się wrażeniu, że autor nieco przesadza, gdy na każdym kroku zderza się z rzeczywistością zupełnie niespełniającą jego oczekiwań.

Dalszy ciąg tutaj

wtorek, 24 stycznia 2012

Necla Kelek, Słodko-gorzka ojczyzna. Raport z serca Turcji.

Słodko-gorzka ojczyzna. Raport z serca Turcji autorstwa Niemki tureckiego pochodzenia Necli Kelek to książka, która na długo zostaje w pamięci. To pewien rodzaj surowego rozliczenia własnej ojczyzny z przeszłości i ze współczesności. Kelek nie boi się podjąć ryzykownych tematów wówczas, gdy Turcja stara się o członkostwo w Unii Europejskiej.  Dziennikarka poddaje analizie i osądowi sferę polityczną, religijną, gospodarcza i społeczną. Nie zapomina również o licznych błędach państwa tureckiego poczynionych w przeszłości. Autorska w sposób trzeźwy, a zarazem świeży ocenia panującą sytuację w Turcji, mimo że czytając książkę można niekiedy wyczuć jej tęsknotę za rodzinnymi stronami.

Necla Kelek jasno pokazuje, że Turcja nie jest i długo nie będzie gotowa, aby wejść w struktury Unii Europejskiej, co więcej byłoby to ze szkodą dla państw w niej będących. Turcja nie jest, bowiem krajem demokratycznym, a postępująca islamizacja życia wpływa na wszystkie jego rejony. Przedstawia krytyczne spojrzenie na islam i turecką rodzinę oraz na przenoszenie zwyczajów tureckich do Niemczech. Kelek wyraźnie mówi, że w Turcji nie ma wolności. Kobieta podporządkowana jest mężczyźnie, a jej los jest z góry przesądzony. Nie ma prawa do nauki, to analfabetka, ubrana w chustę i długi płaszcz albo czador, której głównym zadaniem jest rodzenie dzieci i służenie mężowi. Jest upokarzana, bita, przetrzymywana w domu, wydawana za mąż często za krewnego wbrew swojej woli, jako dziewczynka. 

/.../

środa, 18 stycznia 2012

„Samsara. Na drogach, których nie ma” – Tomek Michniewicz

    „- Samsara – odparł z uśmiechem stary nauczyciel – Nigdy nie wiesz dokąd trafisz...”*

    Wielu lubi poznawać nowe i nieznane, wiąże się to z podróżami, przedzieraniem się przez tereny o których nic nie wiemy, rozmowy z nieznajomymi, nawet jedzenie nie jest pewne gdy wyrusza się w całkiem inny świat. Wszystko jest niepewne, niebezpieczne, ale czy nie warto udać się tam gdzie nie ma tłumów, technologii, tylko to co wytworzy natura i mieszkańcy za jej pomocą. Czy nie warto jechać i odkrywać, poznawać...

    „Samsara” to podróż przez Azję, a ściślej mówiąc przez Nepal, Tajlandię, Bangkok, Wietnam, Laos, Kambodżę, Malezję. Podczas czytania poznajemy losy Tomka (pozwolę sobie być bezpośrednią)  w trakcie tejże podróży, która jest skierowana na drogi, a nie miejsca (co można wywnioskować z tytułu).  Mężczyzna podróżuje na dachach autobusów, na stopa, przez dżunglę, odwiedza wszelkie restauracje, świątynie, śledzi przemytników zabytków, odwiedza obozy wojskowe, bierze udział w różnych wydarzeniach, szuka dziadugara by zobaczyć magię.
    Między tym wszystkim jest wiele, wiele więcej! Taka podróż potrafi otworzyć oczy na świat, ale nie zawsze jest pięknie i kolorowo. Nawet w takich miejscach jest przemoc, panika, wykorzystywanie, maltretowanie zwierząt by tylko były posłuszne... Bite słonie, trzymanie dzikich zwierząt na uwięzi by tylko były atrakcją... Tak jak Tomek nie toleruję takich spraw i potępiam...
    „Wieczorem tego dnia, gdy przytulałem się do Raj Kali, karmiąc słonicę jej ulubioną kanapką z ryżem, mogłem ją tylko przeprosić za to,  co zrobili jej ludzie. Nawet nie chciało mi się już hamować łez, które spłynęły mi po policzkach.”**
    „Samsara” to pokaz kultury i tradycji, która nas czasem zaskakuje, przeraża. To odkrycie miejsc gdzie za siedmioma górami i za siedmioma lasami istnieje... To książka, która zabierze nas w nieznane, a my nadal będziemy w wygodnym fotelu...

    I jak zwykle mam problem z opisaniem. „Samsara” mnie zachwyciła, od pierwszych stron dałam się wciągnąć w świat, w którym przebywał Tomek, w świat piękny, pełen tajemnic, ale i niebezpieczny. Do jakiegoś czasu omijałam takie książki szerokim łukiem, a gdy już po coś sięgam robię to nieufnie, no chyba, że ktoś komu ufam mi ją poleca. Po tę książkę sięgnęłam bo była wychwalana i postanowiłam ją sprawdzić. Już teraz wiem, rozumiem. Nie żałuję, że ją przeczytałam, nie żałuje ani sekundy z nią spędzonej. Jest to książka do której warto wracać, oprócz przygód są tu też porady co wziąć ze sobą na taką wyprawę lub co robić czy jak postępować w danych sytuacjach, gdzie iść, a jakich miejsc unikać.
    „Samsara” oprócz tekstu zawiera mnóstwo zdjęć dzięki którym staje się jeszcze atrakcyjniejsza, a wyobraźnia czytelnika pracuje na szybszych obrotach. Widzimy to co Tomek, możemy mieć choćby namiastkę tego wszystkiego.
    Napisałabym o wiele więcej gdybym mogła ubrać to w słowa, a potraktujcie to jako najlepszą rekomendację ;) Polecam! A ja z pewnością sięgnę  po jego drugą książkę... ;)

*str. 85
**str. 84

Autor: Tomek Michniewicz
Tytuł: Samsara. Na drogach, których nie ma
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: maj 2010
Liczba stron: 360

piątek, 13 stycznia 2012

Podsumowanie wyzwaniowego roku

Gdy przyłączyłam się do wyzwania planowałam przeczytać te pozycje:



1. Mariusz Szczygieł "Gottland"
2. Ryszard Kapuściński "Autoportret reportera"
3. Beata Pawlikowska "Blondynka śpiewa w Ukajali"
4. Andrzej Stasiuk "Jadąc do Babadag"
5. Małgorzata Szejnert "Wyspa klucz"

Przeczytałam natomiast:

"Gottland" Mariusz Szczygieł
"Kaprysik" Mariusz Szczygieł
"Der entfesselte Globus" Ilja Trojanow
"Berlin-Moskwa. Podróż na piechotę" Wolfgang Büscher

czyli tylko 4 książki i tylko jedną z planowanych.
W kolejnym roku trwania wyzwania planuję więc przeczytanie pozostałych czterech książek z powyższej listy i dodatkowo

"Czarny ogród" Małgorzaty Szejnert
"Zrób sobie raj" Mariusz Szczygieł

Dziękuję organizatorce za opiekę nad wyzwaniem, a wszystkim uczestnikom za ciekawe recenzje!

"Berlin-Moskwa. Podróż na piechotę" Wolfgang Büscher





Pewnego dnia Büscher zakłada plecak i rusza z Berlina do Moskwy, przez Polskę i Białoruś. Nie jest to jednak książka z rodzaju blogowych relacji z podróży. Początkowo autor zaskakująco mało pisze o swoich przeżyciach jako wędrowiec na rzecz spostrzeżeń dotyczących mijanych miast i ich uwarunkowań historycznych. II wojna światowa odgrywa tu ogromną rolę. Büscher wciąż spotyka ludzi, którzy relacjonują mu swoje przeżycia z tego okresu, a wszystkie odwiedzane miejsca zdają się nosić piętno polsko-niemieckich stosunków. Część dotycząca Polski zresztą jest dość krótka. Najwięcej miejsca autor poświęca Białorusi – pod każdym względem zaskaującej. Büscher odwiedza zrujnowane miasteczka, których nikt nie remontuje, nocuje w urągających jakiemukolwiek smakowi hotelach, ciesząc się z dachu nad głowem i spotyka interesujące osoby.


Dalszy ciąg tutaj.

Podsumowanie Bujaczka ;)

Oj nie popisałam się w tym wyzwaniu, nie popisałam się... Plany były ambitne, ale niestety na nich się zakończyło... Miałam w planie do przeczytania 9 książek, a przeczytałam tylko dwie i do tego tylko jedną z listy... Przeczytane pozycje to:
1. „Izrael już nie frunie” – Paweł Smoleński
2. „Gringo wśród dzikich plemion” – Wojciech Cejrowski.


Co do planów to postanowiłam, żadnych nie robić. Co mi wpadnie w ręce to będę czytać ;)

Pozdrawiam, Bujaczek 

czwartek, 12 stycznia 2012

Przesiedleńcy czy wypędzeni ? "Sami swoi i obcy. Reportaże z Kresów na kresy" - Mirosław Maciorowski



Tak sobie myślę, że właściwie nie mogłam nie przeczytać tej książki. Takie lub bardzo podobne historie są przecież udziałem moich dziadków. Zresztą... w Szczecinie i okolicach niewielkie jest prawdopodobieństwo, aby twoi przodkowie mieszkali tu przed 1945 rokiem. Dlatego więc tę książkę przeczytać musiałam, choćby po to, żeby wypełnić sobie luki historyczno-obyczajowe, żeby zrozumieć to i owo, żeby spróbować wyobrazić sobie odczucia rodzin, opuszczających swoje domy na Wschodzie i zajmujących opuszczone (lub nie) domy na Zachodzie.

Książka "Sami swoi i obcy. Reportaże z Kresów na kresy" Mirosława Maciorowskiego to zbiór wspomnień kilkudziesięciu rodzin przesiedleńców z terenów dzisiejszej Litwy, Białorusi i Ukrainy. Każde ze wspomnień zawartych w książce zostało wzbogacone zdjęciami ze zbiorów własnych bohaterów opowieści. Tę konstrukcję z prywatnymi zdjęciami podsumowującymi wspomnienia konkretnych osób, zapożyczono zapewne z o wiele obszerniejszej publikacji Teresy Torańskiej „Jesteśmy. Rozstania ‘68”, w podobny sposób zestawiającej opowieści Żydów opuszczających Polskę po wydarzeniach 1968r.

Wspomnienia zawarte w książce „Sami swoi i obcy” są tak różne, jak rożni potrafią być ludzie i ich losy. Jedne są bardzo szczegółowe, inne bardzo ogólne. Jedne są pełne goryczy, inne pełne nadziei. Większość wspomnień jest przepełnionych smutkiem, ale są też takie, które potrafią zaskoczyć. Różnią się bowiem opowieści Polaków, którzy uciekali z ukraińskich wsi niemal razem z niedawnym niemieckim okupantem ze strachu przed bandami UPA i opowieści Polaków, którzy bez większych protestów ładowali swój marny dobytek na platformy i jechali do Nowej Polski.

Nieznanym zupełnie dla mnie tematem była historia przesiedlenia mieszkańców kilkunastu wsi z okolic Kielc na tereny Warmii i Mazur, pod pretekstem utworzenia na ich terenach poligonu wojskowego. Po przesiedleniu ludności wsie faktycznie zrównano z ziemią, a kiedy po paru latach jasnym już było, że żaden poligon tam nie powstanie, tereny te zalesiono. Przyczyną tego przesiedlenia w ocenie mieszkańców było traktowanie tego terenu jako kolebki polskiego patriotyzmu, niewygodnej oczywiście dla nowej władzy. Popularnym wśród przesiedleńców było określenie, że to „kara za Hubala”, co prawdopodobnie jednak było daleko idącym uproszczeniem tego tematu.

Kolejnym tematem, który powracał w wielu opowieściach była dość długa jeszcze obecność ludności niemieckiej na terenach zasiedlanych, zwłaszcza na terenie Śląska. Nie wiedziałam, że tak powszechnym było zasiedlanie domów, w których niemiecka rodzina mieszkała jeszcze przez kilkanaście miesięcy. Poruszająca była opowieść, jak dzień przed wyjazdem starsza Niemka przyszła do polskiej rodziny zapytać jakie rzeczy może ze sobą zabrać. Odpowiedziano jej oczywiście, że co tylko chce, ale... cóż ona mogła załadować na niewielki wózek na kółkach...?
Niektórzy bardzo ciepło wspominają swoich „gospodarzy”, inni, często przez nieznajomość języka do końca pozostawali w bardzo chłodnych stosunkach. Niemniej jednak opowieści o ostatecznym wymarszu rodzin niemieckich z zajętych przez Polaków wsi, większość wspomina jako wydarzenie nie pozbawione emocji z obydwu stron. Nie jest chyba możliwe, aby Człowiek Dopiero Co Wypędzony nie umiał zrozumieć Człowieka Właśnie Wypędzanego, bez względu na narodowość i świeże jeszcze wojenne wspomnienia. Dla równowagi polecam też opowieści przesiedlonych Niemców zebrane w książce „Nikt już nie oczekiwał litości” Ulricha Völkleina.

W trakcie poznawania kolejnych historii stale wracała do mnie myśl, że opowieści jednej z moich babć idealnie pasowałyby do zbiorów M.Maciorowskiego. Nie wątpię, że i wy moglibyście dorzucić do nich kilka swoich rodzinnych wspomnień. Pozostaje wam sprawdzić...




Post opublikowany został również na moim blogu:
ja czytam, ty czytasz... my czytamy  

niedziela, 8 stycznia 2012

Prowadzący umarłych. Opowieści prawdziwe. Chiny z perspektywy nizin społecznych

Liao Yiwu
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011


Prowadzący umarłych to zbiór 28 wywiadów przeprowadzonych z rozmaitymi ludźmi z najniższych szczebli chińskiej drabiny społecznej. Przez pryzmat ich pojedynczych, indywidualnych losów Liao Yiwu pokazał burzliwą historię ostatniego półwiecza i teraźniejszość Chin. Poznajemy historie tak różnych ludzi, jak to tylko możliwe. Wśród rozmówców autora jest handlarz ludźmi i wyznawczyni z sekty Falun Gong, są rodzice studenta zabitego w czasie tępienia prodemokratycznych demonstracji w Pekinie w 1989 roku i jest chłopski cesarz, prawicowiec, właściciel ziemski i kierownik komitetu sąsiedzkiego, uliczny śpiewak i chłop okrzyknięty niesłusznie hieną cmentarną, i wielu, wielu innych. Wspominają, co im się przydarzyło, jak doszło do tego, że znaleźli się w życiowym punkcie, w którym spotkał ich Liao. Dzięki nim powszechnie znane wydarzenia historyczne stają się czytelnikowi bliższe, przystępniejsze, jak zawsze, gdy zamiast o anonimowej masie mowa jest o konkretnych osobach, mających imiona i uczucia. A Liao Yiwu pozwala im mówić to, co chcą. W tych wywiadach do głosu dochodzą ludzie, którym komunistyczne władze nie tylko nie pozwalają mówić, ale nawet wolałyby nie pamiętać i nie wiedzieć, że i tacy w chińskim społeczeństwie istnieją.

Wszystkie zawarte w zbiorze wywiady są interesujące, wciągające, niesamowite po prostu. Odsłaniają przed zachodnim czytelnikiem nieznany, czasami nieakceptowalny świat odmiennych obyczajów, zaskakujących wyborów, niepojętego zaślepienia maoistowską ideą.
Najwięcej dały mi jednak te, w których losy bohaterów silniej splatały się z wydarzeniami politycznymi i kultem Mao. Od kiedy zaczęłam interesować się niedawną przeszłością Chin, czułam pewien niedosyt, brakowało mi tego, co znalazłam teraz w historiach rozmówców Liao Yiwu, czyli co czuli i jak myśleli zwykli ludzie wtedy, gdy w ich kraju działy się te wszystkie straszne rzeczy. Czy rozumieli nonsensowność Wielkiego Skoku Naprzód, gdzie upatrywali prawdziwe przyczyny wielkiego głodu i jak mogli dopuścić do koszmaru rewolucji kulturalnej. Jaki udział mieli we wprowadzeniu przez Mao i utrzymywaniu całe lata rządów totalitarnych, bo przecież nie jest to możliwe z dnia na dzień i bez poparcia szerokich mas społecznych.
I w Prowadzącym umarłych znalazłam przynajmniej częściowo odpowiedź. Oni naprawdę wierzyli, że postępują dobrze i słusznie. Niektórzy przejrzeli na oczy, gdy represje, które stosowali wobec „kontrrewolucjonistów”, obróciły się raptem przeciw nim samym i okrzyknięto ich prawicowcami i wrogami rewolucji, inni wierzyli nadal w słuszność idei Mao w myśl zasady, ze system jest słuszny, tylko ludzie zawiedli. Jeszcze inni nigdy nie przyznali, że są sprawcami cudzych krzywd, opowiadając bezosobowo o katach z czasów rewolucji kulturalnej, jakby ich udział w polowaniach na intelektualistów i w niszczeniu całego kulturalnego dorobku narodu był usprawiedliwiony i rozgrzeszony, bo przecież nie działali sami, tylko w tłumie, w grupie.

Prowadzący umarłych to książka, którą powinien poznać każdy, kto interesuje się współczesnymi Chinami, a już na pewno ten, kogo ciekawi codzienne życie prostych ludzi w kraju zupełnie odmiennym od naszego. To kopalnia informacji na temat chińskich obyczajów, mentalności, sposobu myślenia, a jednocześnie wstrząsające świadectwo, co totalitarny ustrój potrafi zrobić z człowiekiem, jak może go zniszczyć, jak upodlić. To wiedza, której nie zdobędziecie w żaden inny sposób, choćbyście sami pojechali rozmawiać tymi ludźmi. Chińczycy to bardzo dumny naród i nigdy obcemu nie powiedzieliby złego słowa o swojej ojczyźnie. Myślę, że obcokrajowiec nie zdobyłby ani jednego takiego wywiadu, z jakich składa się zbiór Liao Yiwu. I tym bardziej wartościowa i godna polecenia wydaje mi się jego książka. Przeczytajcie koniecznie.

Szerzej napisałam na temat książki oraz o autorze na moim blogu. Zapraszam.

sobota, 7 stycznia 2012

Podsumowanie roku 2011 oraz "Tata Kazik"

Z okazji pierwszych urodzin Reporterskim okiem postanowiłam podsumować mój udział w wyzwaniu i oficjalnie przyznać się, że poniosłam kompletne fiasko. ;)

Planowałam lekturę:
"Wojny futbolowej" i "Cesarza" R. Kapuścińskiego
"Trudności ze wstawaniem" H. Krall
"Serca narodu koło przystanku" W. Nowaka
"Drugiej strony Księżyca. Przygód na wyspach Pacyfiku." O. Budrewicza
"Jadąc do Babadag" A. Stasiuka

Przeczytałam:
"Schodów się nie pali" Wojciecha Tochmana
"Kaprysik" Mariusza Szczygła
"Żyletkę" Katarzyny Surmiak-Domańskiej
„Polaków portret codzienny: Tata Kazik oraz 29 innych opowieści o ludziach, ich losach i ich emocjach”-zbiór reportaży "Polityki"
Nie zamieściłam ani jednej recenzji.

Mimo tak fatalnego wyniku , Molly łaskawie pozwoliła mi wziąć udział w drugiej edycji wyzwania. ;) Choć, jak widać, z ubiegłorocznych planów nic nie wyszło, nie mogę odmówić sobie przyjemności stworzenia listy lektur na najbliższe 12 miesięcy. Wybieram:
"Dzisiaj narysujemy śmierć" Wojciecha Tochmana
"Białą gorączkę" Jacka Hugo-Badera
"Marlene" Andżeliki Kuźniak
"Zabójcę z miasta moreli: Reportaże z Turcji" Witolda Szabłowskiego
"20 lat nowej Polski w reportażach według Mariusza Szczygła",
by na koniec dowiedzieć się, co ich autorzy opowiedzieli Agnieszce Wójcińskiej w książce "Reporterzy bez fikcji: Rozmowy z polskimi reporterami". Oby tym razem się udało.

Dziękuję za możliwość udziału w tym przedsięwzięciu i Wasze recenzje, które śledziłam z wielką przyjemnością i zainteresowaniem. Niezmiernie się cieszę, że powstaje klub dyskusyjny, dzięki któremu, być może, uda nam się na bieżąco podyskutować o konkretnych reportażach.

Cztery przeczytane przeze mnie w ubiegłym roku książki non-fiction uważam za bardzo dobre, świadczące o wielkiej wrażliwości i ogromnych umiejętnościach warsztatowych polskich reporterów. Wszystkie oscylują wokół tematów, które zawsze mnie interesowały-skomplikowanych relacji międzyludzkich, konsekwencji codziennych, drobnych decyzji, dramatów i radości rozgrywających się wcale nie w egzotycznych krainach na innych kontynentach, lecz tuż za ścianą. Ich autorzy udowodnili, że każdy człowiek może okazać się interesujący, wystarczy tylko uważnie go słuchać. Chciałabym podzielić się wrażeniami z tych lektur, więc postaram się zamieścić zaległe opinie. Zacznę od zbioru reportaży „Polityki”, który pojawił się latem na półkach salonów prasowych i pozostał zupełnie niezauważony.

„Polaków portret codzienny: Tata Kazik oraz 29 innych opowieści o ludziach, ich losach i ich emocjach” udowadnia, że dobry reportaż prasowy nie jest jedynie domeną „Gazety wyborczej”, a właściwie jej cotygodniowych dodatków. Reporterzy „Polityki” radzą sobie równie dobrze-niestrudzenie tropią to, co poruszające, interesujące lub dziwaczne, by, nie ustępując stylem autorom literatury pięknej, nakreślić portret współczesnej Polski, próbującej poradzić sobie z postkomunistyczną transformacją, a także jej mieszkańców-garściami czerpiących z dobrodziejstw kapitalizmu, lecz wciąż nieufnych, wrogich wobec inności.
Zbiór składa się z czterech sekcji, lecz właściwie można go podzielić na dwie części. W pierwszej odnajdziemy historie fascynujących ludzi-zarówno znanych z przestrzeni publicznej (Kazik Staszewski, Tomasz Stańko, Marek Dyjak), jak i zupełnie anonimowych, lecz wykonujących nietypowy zawód (paparazzo, scenarzysta filmów porno), mających niebanalne pasje (śmierć) lub po prostu ciekawą historię do opowiedzenia. Druga zdradza kulisy, a czasem dalszy ciąg wydarzeń, o których kiedyś było głośno, lecz w natłoku informacji szybko zostały zapomniane, jak pożar budynku socjalnego w Kamieniu Pomorskim, do którego doszło niespełna trzy lata temu. Opowiada też o dramatycznych wydarzeniach historycznych, o których jedni nie chcą pamiętać, a inni nie potrafią zapomnieć.
Jak widać, dla każdego coś miłego, a wszystko napisane obiektywnie, ze swadą, ale i ogromną empatią. Nie ulega wątpliwości, że reporterzy „Polityki” nie są dziennikarskimi hienami, lecz ciekawymi świata pełnymi pokory i niezwykle utalentowanymi mistrzami w swoim fachu.

Pełną recenzję można przeczytać na moim blogu.

piątek, 6 stycznia 2012

Klub dyskusyjny Reporterskim okiem

  Kochani powiedziałam A, teraz pora powiedzieć B. Zapraszam chętnych chcących podyskutować o pozycjach z zakresu non-fiction do ustawiania się w kolejeczce w komentarzach pod tym postem. 
  Wraz ze zgłoszeniem proszę o podanie swojej propozycji pierwszej lektury, o której moglibyśmy rozmawiać za miesiąc, czyli 6lutego, jeśli wszystko pójdzie dobrze:) 
  Strasznie ciekawa jestem Waszych propozycji, mam też nadzieję, że będzie to ciekawe doświadczenie:) Jeśli mielibyście ochotę zasygnalizować akcję na swoich blogach byłabym wdzięczna.
  Zapraszam serdecznie:) Umówmy się, że kolejność zgłoszeń determinuje kolejność proponowania lektur, czyli kto pierwszy ten lepszy:)
Pozdrowienia, Mooly

  

wtorek, 3 stycznia 2012

Dziękuję za pierwszy wspólny rok:) Zapraszam do II edycji:)

Witajcie Kochani,
ani się obejrzałam a minął pierwszy rok wspólnego blogowania. Bardzo przyjemnie patrzyło się na nowe pojawiające się na blogu posty, czerpało stąd nowe inspiracje, ukierunkowywało czytelnicze gusta i dowiadywało o nowych książkach, które koniecznie, ale to koniecznie trzeba przeczytać. 
   W trakcie wyzwania kołatało mi się po głowie wiele pomysłów na uczynienie go ciekawszym i atrakcyjniejszym. Myślę, że właśnie nadszedł najwłaściwszy czas, by z Wami o moich pomysłach podyskutować, wspólnie je rozpatrzyć i nadać kształt naszej wspólnej tegorocznej zabawie. A więc po kolei:

1) Przegląd wojsk:
Ponieważ edycja wyzwania 2011 :) dobiegła końca proszę o deklaracje co do chęci dalszego uczestnictwa. Aby potwierdzić swój udział wystarczy napisać w komentarzu pod tym postem, coś w stylu "biorę udział", "nadal publikuję"... Osoby, które nie uczynią tego do końca miesiąca zostaną usunięte (jeśli jednak ktoś zmieni zdanie nic nie stoi na przeszkodzie, by kluczyk odzyskał; po prostu chcę bloga "odkurzyć";)

2) Podsumowania i plany: 
Koniec czegoś, zakończenie pewnego etapu skłania do refleksji. Proponuję powrót do zeszłorocznych planów czytelniczych i skonfrontowanie ich z rzeczywistością:) Co zrealizowaliście a czego nie udało się wypełnić? Jak wyglądają Wasze listy lektur przeczytanych w ramach wyzwania, jakie reportaże podbiły Wasze serca? Jeśli macie ochotę dokonać takiego rachunku czytelniczego sumienia, zapraszam:) (nie jest to obowiązkowe)
Chciałabym również zapytać, co planujecie na ten nowy rok? Macie jakieś swoje listy czy raczej chcecie spontanicznie podejmować decyzję o lekturach z zakresu reportażu? A może piętrzą się Wam stosiki złożone z smakowitych kąsków i macie ochotę je zaprezentować? Jeśli tak, proszę śmiało:)
Aby zrealizować wyzwanie nadal należy przeczytać 6 lektur w ciągu roku (chyba, że ktoś wnosi jakieś wnioski ;)).

3) Publikowanie recenzji:
Nie wiem jak się ustosunkujecie do mojego pomysłu, ale proponuję aby zmienić zwyczaj i nie pisać "zajawki" do recenzji", ale wyłożyć w zdaniach kilku kawę na ławę co mi się w danej książce podobało a co nie, tak swoimi, prostymi słowami. Link do recenzji też byłby umieszczany, ale istotą postu nie byłoby przekierowanie do niego, a pobudzenie do dyskusji. Myślę, że ożywiłoby to bloga, dając pole do dialogu, a nie tylko sygnalizowania, że coś się przeczytało. Jak Myślicie?

4) Klub dyskusyjny:
Tak, wiem, takie idee mają krótki żywot, ale kto wie, może by się Nam udało. Może znaleźliby się chętni by w ramach bloga podyskutować o danej konkretnej książce z zakresu literatury faktu? Moglibyśmy traktować terminy mocno elastycznie, i mieć przy tym masę intelektualnej przyjemności z dzielenia się opiniami o książce. A o to chyba chodzi książkożercom? Proszę o opinie.

5) Wymianka książkowa: 
Chyba Wszyscy wiedzą, co kryje się pod tym hasłem :) Jeśli znaleźliby się chętni, ja z wielką przyjemnością taką wymiankę w ramach wyzwania i dla jego uczestników zorganizuję. To jak, chcecie się w tak przyjemny sposób pointegrować?:)
6) Wyróżnienie: 
Tak, czas rozdawania laurów. Wystarczy spojrzeć na wykaz ilości przeczytanych książek, by wiedzieć, że należą się one 
the_book
 Kochana, proszę byś przesłała mi na maila rep-ok@wp.pl swoje dane adresowe, bym mogła przyszykować dla Ciebie w dowód uznania za 21 przeczytanych książek małą niespodziankę:) Napisz mi coś, co ułatwi mi jej przygotowanie:) (Co lubisz? pijasz kawę? ulubione kolory?) na maila czekam do 10 stycznia. Jeszcze raz gratuluję zaangażowania i życzę nieustającej pasji.


I to póki co tyle. Wynurzyłam się, teraz czekam na Wasz odzew. Dziękuję Wszystkim za wspólny czas, za wspaniałe recenzje, za świetną zabawę. Kontaktować się ze mną można pod tym postem, na maila rep-ok@wp.pl lub na moim blogu Kartek szelest.  
Buziaczki, Mooly

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Nie ma cwaniaka na warszawiaka? "Warszawa kryminalna" Helena Kowalik

Istnieją takie miejsca, które pełne są nieprzemijalnych emocji. W których niezwykle trudno jest nam uwolnić się od złych zdarzeń, smutnych momentów niegdyś tam zaistniałych.
Sala sądowa jest właśnie takim czarnym punktem na ścieżkach życia wielu osób.

A przecież zwykle zaczyna się bardzo niewinnie.

Ogłoszenie na znanym portalu randkowym: "Romantyk poszukujący szczęścia" lub "Marzyciel, który ceni szczerość". Kilka maili, wymiana numerami gg, a wkrótce także numerami telefonów. Internetowe zauroczenie, czy prawdziwa miłość?

Niekiedy zaczyna się od pragnienia posiadania spokojnego domu. Takiego prawdziwego, bez przemocy i krzyku, do którego będzie wracało się
z przyjemnością, a nie ze strachem i niedowierzaniem.

Przecież każdemu na czymś zależy. Niektórzy dążą tylko do prawdy. Inni pragną pieniędzy. Jeszcze inni cenią sobie wewnętrzny spokój, zgodność
z własnym sumieniem i przekonaniami.
Mało kto faktycznie postępuje lege artis.

I tak na salach sądowych mijają się w ławach oskarżonych: Arkadiusz B. - prawdopodobnie zabójca swojej "sympatii.pl" - Edyty, skromny, inteligentny, choć bardzo wrażliwy i zastraszony ojcobójca - Oskar J., znani lekarze psychiatrzy, łapówkarze - Urszula L. i Andrzej Sz., zabójca słynnego artysty Zdzisława Beksińsiego - zaledwie 19-letni Robert, okrutni dzieciobójcy - Robert K., Daniel i Barbara S., a nawet spierający się o prawa autorskie Ewa B.-Cz. oraz Marek O. - córka i pasierb znanego historyka, pisarza, eseisty inwigilowanego przez własną żonę - Pawła Jasienicy. I wielu, wielu innych.

Zapraszam i zachęcam do przeczytania całości recenzji tego przedziwnego zbioru reportaży sądowych na moim blogu.